Ona ? młoda, piękna i ambitna pani z korporacji, on szalony artysta uwięziony w szponach komercyjnej fotografii. Oboje duszą się w nieprzyjaznym środowisku, rzucają pracę i rozpoczynają nowy etap życia. Poznają się przypadkiem, na parkingu, w strugach wody płynącej z systemu przeciwpożarowego. Już od samego początku filmu można wyczuć lekkość i zabawę formą, która może zwiastować ciekawe spojrzenie na związek dwójki ludzi, chorobę i walkę o życia. Niestety ?Chemia? Bartosza Prokopowicza ugina się pod nadmiarem reżyserskich wyobrażeń i kolorowych rozwiązań.
Lena (Agnieszka Żulewska) ma raka i marne szanse na wyleczenie. Poznaje Benedykta (Tomasz Schuchardt), który nie potrafi rozprawić się z demonami przeszłości. Dwoje poturbowanych emocjonalnie ludzi odnajduje wspólną przestrzeń i wyrusza w szaleńczą podróż, zostawiając swoje problemy daleko w tyle. Pierwsza część filmu Prokopowicza to przaśna i barwna teledyskowa opowieść, w której dużo śmiechu, tańca i szybkiej akcji. To chwytanie szczęśliwych chwil podarowanych przez los, upajanie się momentem w chmurach zanim zejdzie się na ziemie i stanie oko w oko z szarą rzeczywistością. Zakochanie i zauroczenie przeradza się w dojrzałą miłość, której owocem staje się dziecko. Ciąża śmiertelnie chorej kobiety sprowadza opowieść na poważne tony, wprowadza dyskurs moralny dotyczący aborcji i leczenia nowotworu. Druga część filmu zatapia się w schematycznych i stereotypowych rozwiązaniach obliczonych na wywołanie smutku i wzruszenia.
Widać, że Prokopowicz chciał zrobić film niekonwencjonalny, oderwany od osobistej historii jego żony, Magdy, założycielki fundacji Rak?n?Roll. Z ułańską fantazją stworzył barwny świat, który z każdą minutą staje się niczym więcej jak rozbuchanym teledyskiem. Co kroku pojawiają się piosenki ? komentarze, a gdzieś pomiędzy bohaterami przechadza się wokalistka Mikromusic (swoją drogą Natalia Grosiak stworzyła ciekawą ścieżkę dźwiękową). Mimo wszystko drażni brak spójnej wizji, popadanie ze skrajności w skrajność i wiele dziur scenariuszowych.
?Chemia? to jarmarczny chaos, w którym nawet aktorzy nie grają spójnie, do maksimum wygrywając zadane im emocje. Choć zabrakło przejrzystości i subtelności, to można wyłapać kilka fantastycznych scen, które na dłużej zapadną w pamięci. Takie momenty, kiedy kamera skupia się na twarzach i gestach bohaterów, jak choćby położenie dłoni Benedykta na piersiach Leny tuż przed operacją mastektomii, są jasnymi punktami fabuły. Obraz Prokopowicza zyskuje na wartości wtedy, kiedy z ust karykaturalnych postaci nie wylewają się absurdalne dialogi przynoszące sentencjonalne perełki. Zbyt wielkie emocjonalne przywiązanie twórcy do tematu nie przynosi niczego dobrego.