Znacie to uczucie zachłyśnięcia, gdy oglądacie mroczny zwiastun filmowy, będący hybrydą dynamizmu, akcji i pewnej zagadki w tle, która to sprawia, że ochoczo zasiadacie w sali kinowej, by następnie dotkliwie się rozczarować pełnometrażowym dziełem?
?Michael Kohlhaas?, adaptacja noweli Henrocha von Kleista, był jakże zgrabną obietnicą średniowiecznej opowieści o niesprawiedliwości, a okazał się suchym moralitetem pozbawionym nie tylko akcji, lecz także wyższych emocji.
W XVI- wiecznej, malowniczej prowincji francuskiej mieszka tytułowy bohater - Michael ( w tej roli niedoceniony Mads Mikkelsen) - handlarz końmi, którego to dotknęły odgórne zasady i władcza ręka barona, będąca ostatecznie źródłem upokorzenia dla Kohlhaasa. Poddany bezskutecznie szuka sprawiedliwego sądu, pozywając prawnie winowajcę. Postanawia samodzielnie wymierzyć sprawiedliwość, zderzając w tej intencji innych poszkodowanych. I choć przekonany jest o słuszności swoich działań, zasadności racji, to otwarcie morduje wrogów - po trupach do celu. Podstępne działanie bojownika o własną słuszność przynosi - pozorne - spełnienie i utracone dobra, choć wystawia pokaźny rachunek.
Jest w tym filmie pewna sztuczność w obrazowaniu - atmosferę mroku osiąga się - czysto skojarzeniowo - przytłaczającymi odcieniami czerni, rozmywanymi niekiedy mleczną mgłą. Bohaterowie nie wtapiają się głęboko w grane postacie, a unoszą się na ich powierzchni. Twórcy zaś nie wykazali się jawną odwagą w ukazywaniu scen brutalnych, a niekiedy nawet niesmacznych. Silna potrzeba estetyzmu spłaszcza przekaz. Akcja rozmydla się doszczętnie i nie wyznacza silnych punktów, które silnie skupiają widzowską uwagę. Wydarzenia składają się na niespójną mozaikę - elementy nie współgrają ze sobą przekonywująco. Dwoma silnymi atutami dzieła Arnauda des Palli?resa jest wyraźnie zaznaczona postać głównego bohatera i muzyka, która dopełnia - niepełny - obraz. Nie są to jednak na tyle silne czynniki, by zadecydowały o ostatecznej wymowie filmu.
Dramat historyczny wymaga wyraźnie nakreślonych środków, które są w stanie zbudować intensywne kino, które magnetyzuje odbiorcę i - niczym wehikuł - przenosi w nieznany, a jedynie, wyobrażony świat. ?Michael Kohlhas? nie uruchamia wyobraźni, a bazuje na odtwórczości. Czas dłuży się niemiłosiernie, a uczucie monotonni trwa z widzem do ostatniej minuty. I ta ostatnia minuta jest w tym filmie najistotniejsza. Możliwe, że to właśnie dla tej ostatniej minuty warto dotrwać do końca.